FAWF……STUDIA…… MGR……prawie „Super-Men” ! –
EGZAMINY. Prosto z koszar, zakompleksiony żołdak, jesienią 1972 r. z torbami (no chyba byłem wtedy kawał byka) wylądowałem z PKS na Placu Wolności Biała Podlaska. Rozglądałem się i dumałem, no to chyba najdzikszy wschód, albo przyjechałem na poligon albo na zapory przy przekroczeniu granicy. Widok jak z twórczości Konopnickiej, wkoło kurne chałupy i bida. Złapałem azymut i kierunek Uczelnia FAWF, tu całkowity folklor wkoło zboża, kartofle i koszary ruskich. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ten rozbudowujący się AWF, jego idee i tu zdobyta wiedza, tak mnie w przyszłości unobilituje i też tu zdobyta przyjaźń wielu osób – do dziś jest moją dewizą „My nie, my nie, my nigdy nie poddamy się AWF”. Może tak chciał los, że mistrzowie wykuwają się w męce bez względu na warunki. Zakwaterowałem się, zwiedziłem swój AWF, uczelnię, akademik itd., a tu pokaz mody, większość zdających miała firmowe dresy, napisy Polska, kadra, kluby – a ja w dresie żołdaka z biednego Chełma. Spotkałem kilku znajomych, pili (ja nie).
Pływanie – (pływaniem rozpocząłem swoje kilkudniowe egzaminy). Ktoś rankiem wpadł do pokoju, krzyknął egzaminy pływanie, skacowany chaos, ja spakowany wieczorem, chwyciłem torbę i do podstawionego autobusu, większość była reszta dosiadała w biegu – to był „wesoły autobus” niektórzy nawet serwowali kielicha. Stacja końcowa Janów Podlaski Jezioro „Szczerbacz”, było bardzo zimno (warunki dla twardzieli jak na poligonie a nie na uczelni, byliśmy pionierami FAWF Biała Pod.). Wysiadka, przebieranie, zbiórka około 60-osób. Naprzeciw komisja kobieta i 2-men, jeden z komisji podszedł do nas, krok wprzód kto mumie pływać, były jeszcze 3-zapowiedzi i 3-kroki coś tam: pijani nie zdają, tu jest bardzo głęboko i topielcy będą wyciągani, (spojrzałem za siebie z tyłu grupka chyba niezdających) do egzaminu zostało nas chyba z 40-osób. Start ze skarpy, około 20m pomost połączony z brzegiem liną nawrót, a obok bączek z asekuracją. Skoczyłem zimna woda, płynę jak mogę, szybko podpłynął do mnie bączek i głos pomocy, spokojnie nie szarp się, ja też tu zdawałem, jest lina cichaczem jej się chwytaj – i tak zaliczyłem.
Lekka atletyka – Stadion obok, po drodze akademik pielęgniarek, dziewczyny miały przegląd. Biegi poszły dobrze, nie wiem czego kulą rzucałem ostatni. Wyczytany, wziąłem kulę wytarłem, i od tyłu do koła do pierwszego rzutu (jesteś mistrzem WOP pomyślałem), koncentracja i rzut, byłem dumny rzut mi wyszedł, zmierzono 10m i 20cm. Ktoś z komisji, panu już dziękujemy, chce pan trenować w AZS, oniemiałem, (byłem wszechstronny ale nigdy niczego nie trenowałem wyczynowo, później rzuciłem 11.40m).
Siatkówka – (gimnastyka, tor, przedmioty, rozmowa, badania zaliczyłem dość dobrze, nic szczególnego mi nie utkwiło, jedynie dużo mówiłem o Kusocińskim, ojciec nieźle biegał w wojsku i w 30-latach utrzymywał z „Kusym” kontakty). Sala, zbiórka, siad na ławeczce, pod oknem stolik komisją, obok stos różnych piłek, jeszcze pokaz testu-egzaminu. Siatkówkę jako ostatni egzamin na FAWF zaliczyłem dobrze. Utkwiły mi 2-epizody (bez nazwisk obaj ukończyli FAWF). Pierwszy (Jurek), co pan zdaje, siatkówkę, proszę wziąć piłkę na środek i do zaliczenia. Poszedł, przebierał szukał, wziął piłkę i na środek sali, dobrą pan wybrał piłkę głos z komisji, tak. Zaczął odbijanie, jakoś mu nie wychodziło, patrzę a to piłka do nogi. Podszedł jeden z komisji coś mu powiedział zmienił piłkę, śmiech na sali, jakoś dokończył. Zdających około 40-osób, kilku nie było, kilku do poprawki. Drugi (Miecio), wywołany z końca listy, co pan zdaje, siatkówkę, podszedł i od razu wziął piłkę i na środek sali, była do koszykówki, śmiech na sali, ktoś z komisji może pan weźmie inną ładniejszą piłeczkę będzie łatwiej, stał i się zastanawiał, z komisji a włosy panu nie będą przeszkadzały no ten to miał „kudły”, nie, czy grał pan kiedyś w siatkówkę, nieraz, to pan wróci i weźmie piłkę do siatkówki ta jest do koszykówki. Nie wiem jak się to skończyło, bo głos z komisji, kto zaliczył może opuścić salę – wyszedłem jak wielu innych.
Rozmowa końcowa (wiele lat śniła mi się), wezwany, wszedłem do pokoju, usiadłem, nawet nie myślałem o alternatywie jestem wzrokowcem często wrodzona dedukcja i pedanteryjność mnie wykańczała. Za stolikiem kilka osób, wzrok mój padł na teczkę z moim nazwiskiem, była jakaś cienka, leżały inne grubsze. Głos z komisji, było by dobrze, gdyby nie pływanie, tłumaczyłem w Chełmie brak wody, wstałem (serca mi waliło, przypomniał mi się satyryk Załuski cyt. „stoję przed państwem bierze mnie trema, przez chwilę jestem, a za chwilę mnie nie ma”. Z komisji niech pan siada, nie wszystko stracone, po podliczeniu wszystkiego itd. To co usłyszałem wtedy logiczne w chaosie głowy, to gratuluję jest pan przyjęty, i czy dobrze się pan czuje…dalej pustka…byłem oszołomiony, (przypomniały mi się słowa ppłk Wiaka, wierzę w ciebie, zdawaj na AWF, bo się marnujesz). Wtedy jeszcze nie umiałem się nawet cieszyć, jest pan wolny, wyszedłem.
Nie pamiętam abym z kimkolwiek rozmawiał, spakowałem się i popołudniem PKS do domu. W autobusie, patrząc przez okno na uciekające sielankowe widoki soczystej zieloni lasów i łąk Macierzy, myśli kłębiły mi się w głowie – wojsko, marzenia osobiste, PRL-prześladowania, student dumnie AWF świątynia kultu i wiedzy a tu Biała Podlaska ubóstwo chałupy wozy drabiniaste, i ja doświadczyłem jakiegoś wyróżnienia, chyba coś zaczęło się zmieniać w moim życiu, może PRL się rehabilituję, itd. – gdzieś za Wiśnicami pustka. W Chełmie, na głównym, kierowca mnie obudził, co z woja rezerwa (tego nie zapomnę, tylko nie rezerwa a koniec z wojem), ocknąłem się i zerwałem, kierowca spokojnie, spał pan a ja patrzyłem przez lusterko, aby jako rezerwiście nic panu nie zginęło. W domu nie da się opisać mojej radości. Przez 4-lata ta trasa „najdzikszych kresów” była moim rytuałem do wiedzy FAWF i wyrocznią losu, ba nawet wyboru życiowego „amen”.