Latem 1974 r. wycieczkę do brata do NRD powtórzyłem z Marianem Skrajnowskim, do zwiedzania doszedł Lipsk (i słynne-targi). Kilka razy biliśmy Niemców bo nas zaczepiali.
Przestrzeni lipiec-sierpień-wrzesień 1974 r., w nagrodę z uczelni, odbyłem wycieczkę: Moskwa, Krym, Morze Czarne, Mały Kaukaz, Gruzja, Odessa, Kijów oraz Simfieropol, Jałta, Soczi, Batumi, Suchumi, Tbilisi. Organizator Lublin „Almatur” 60-osób, byłem jedyny z AWF, zrobiono mnie ds. polityczno-sportowych. Gospodarzem był CCCP Krym „Sputnik” – bazę mieliśmy na Krymie w międzynarodowy obozie pionierskim Artek (młodzież z państw socjalistycznych i z Niemiec RFN). Tam zobaczyłem, że Polska dla ruskich była niczym. Każde państwo miało strefę, spania, kąpieli, morza. Kiedyś pomyliśmy stołówki i weszliśmy do niemieckiej RFN, co za jedzenie, siadamy jemy, po chwili wyproszono nas, to pomyłka. Widoki na całe życie, ale ludzie przestraszeni i ujarzmieni. Sport u ruskich to prestiż, medale na klapach itd., z okazji tego zlotu zorganizowano tzw. „małe olimpijskie zabawy”, konkurs tańca wygrałem ze studentką z Lublina, zdobyłem też 2-złote medale i piękne dyplomy w koszykówce i na 50-m., które wygrałem z pupilem Saszą synem dyrektora Krym „Sputnik”, po tym byłem prawie sławny. Zapraszany tu i tam wykorzystałem to i z Saszą zwiedziłem zamknięty port wojenny Siewastopol itd. Gdy wyjeżdżaliśmy z Krymu dyrektor „Sputnika” uścisnął mnie, popłakaliśmy się nawet, dał mi też wizytówkę. „Aeroflotem” do Kijowa i 3-dni zwiedzania. Ostatnia noc kolega z Lublina namówił mnie na dyskotekę (a tak było spokojnie). 23.00 wymknęliśmy się, on super po angielsku ja dukałem niemiecki. Lokal, muzyka, wchodzimy, pytamy po polsku, ochrona tylko dla zagranicznych, wyrzucili nas. Nie pękaj, nie daruję, dawaj marynarki na drugą stronę, czapeczki „Sputnik” na głowy i wchodzimy, on po angielsku, bawimy się, po czasie idziemy do w-c obok wyjścia, nikogo nie ma, my po polsku, a tu spod ziemi ochroniarz, ja go on upadł i w nogi, po drodze sikaliśmy, do hotelu, cisza, śpimy. Rano tajniacy, rozpoznał nas portier, dochodzenie ze 2-godziny pomogła wizytówka, dali nam spokój (za największe przestępstwo uznali wtargnięcie na zabawę tajny obiekt i wysikaliśmy się pod domem partii). Ze strachu schudłem ze 50-kilo. W krótkim czasie po przyjeździe miałem rozmowę w Lublinie z SB i dyr. „Almaturu”, o tym nikomu nie mówiłem i z nikim nie rozmawiałem, wtedy bałem się PRL (to mój pierwszy wywód). Na uczelni był spokój, za każdym razem jak odc. Czajkowski dziwnie na mnie spojrzał, podejrzewałem że coś wie. Jakoś w akademiku, napisałem wierszyk (może to skutki mojej wizyty na „Ajudahu”, gdzie Adaś Mickiewicz pisał sonety krymskie:
„Aby podróżować musisz mieć pasję i duszę romantyka,
Wtedy dusza jak ptak zaniesie cię na kraniec świata,
Lepiej zrozumiesz filozofię natury i obcowania z przyrodą,
A moc przyrody da ci siłę tworzenia…”!
W dniach 16-19 października 1974 r., (nie pamiętam kto zorganizował) Rajd Pieszy po Beskidzie Niskim. Na okolicznościowej mapie z 1974 r., (którą mam do dziś widnieją podpisy uczestników i fragmenty incydentu) m. in. Tomek Cygan, Gienek Bochenek, ksywa Marchewa, ksywa Sandał i inne niewyraźne podpisy razem 15-osób. Było wspaniałe widoki-przyroda, noclegi po stodołach. Koniec trasy Barwinek-granica, wracamy w Jaśliskach nocleg część szykowała nocleg w stodole, część zakupy, część do lokalu napić się piwa itd. Siedzimy degustujemy, jakiś podpity tubylec chamsko do Marchewy, wyszła mała szarpanina, nie wiem kiedy, MO i WOP, po czasie spokój. Wychodzimy, podszedł do mnie jeden z nich pijany, mamrocząc my tu nie baliśmy się band i z wami sobie poradzimy. Całą noc nie spałem, bałem się żeby stodołę nie podpalili, gospodarz był super. Rankiem szczęśliwe w drogę.